biały ser

Owsiane muffinki z twarożkiem i gruszkami

13:48



W temacie owoców nie jestem specjalnie wybredna. W kółko bym jadła tylko jabłka i banany, od czasu do czasu sięgając po bardziej egzotyczne typu ananas z puszki czy pomarańcze. Latem oczywiście wszystko diametralnie się zmienia i masowo pochłaniam śliwki na zmianę z truskawkami. Niestety do lata daleko i próbuję ratować się owocami sezonowymi. I tym razem sięgnęłam po moje nie-ulubione gruszki.





Na blogu pojawiło się już kilka ładnych przepisów z jabłkami w roli głównej, więc żeby się nie powtarzać, do nowego przepisu wykorzystałam właśnie gruszki. Nie przepadam za nimi specjalnie, ale to chyba oczywiste, że w cieście wszystko smakuje inaczej. Najzwyklejsze w świecie płatki owsiane przemieniłam w mąkę, co pozwoliło stworzyć bazę do tych uroczych, cynamonowych muffinek. Owies i pełnoziarnista mąka nadały im ciekawego smaku, idealnie wpasowując się w gruszki i delikatne nadzienie z twarożku. Są o wiele lżejsze i zdrowsze od tradycyjnych babeczek. Zawierają węglowodany złożone, a więc błonnik pokarmowy + pełnowartościowe białko pochodzące z chudego twarogu. Bez białej mąki. Bez białego cukru. To pyszna, zdrowa przekąska, w sam raz na drugie śniadanie czy podwieczorek.
Łapcie przepis! ;)





Składniki :


na ok. 14 muffinek


  • +/- 200 g płatków owsianych górskich
  • 100 g mąki pszennej pełnoziarnistej
  • 100 g miękkiego masła
  • 150 g jogurtu naturalnego
  • 2 jajka + 1 żółtko 
  • 2/3 szklanki cukru trzcinowego 
  • 1/2 szklanki mleka
  • łyżeczka sody oczyszczonej
  • łyżeczka proszku do pieczenia
  • łyżeczka cynamonu 
  • szczypta soli
  • 300 g gruszek (1,5 dużej gruszki po obraniu i wydrążeniu gniazd nasiennych)





nadzienie: 


 sporo mi z tego zostało, dlatego na wszelki wypadek lepiej zmniejszyć ilość składników o połowę

  • 250 g (kostka) twarogu chudego
  • 100 g jogurtu naturalnego
  • 2 opakowania cukru wanilinowego
  • białko 
+ płatki owsiane lub musli do posypania na wierzch każdej muffinki

Twaróg zmiksować na gładko z jogurtem, cukrem wanilinowym i białkiem. Odstawić.
Piekarnik nastawić na 180 stopni C.
Płatki owsiane zmielić na mąkę przy pomocy malaksera, blendera lub młynka do kawy. 
Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej. Mąkę, zmielone płatki owsiane, sodę, proszek do pieczenia, szczyptę soli i cynamon wymieszać w jednej misce. W oddzielnym naczyniu połączyć ze sobą mokre składniki: miękkie masło utrzeć z cukrem trzcinowym na puszystą masę dodając stopniowo po jednym jajku, dodać żółtko z trzeciego jajka (białko zostawić do nadzienia serowego). Nie przestając ucierać, dodawać stopniowo jogurt naturalny i mleko.
Gruszki obrać, przekroić na pół, wydrążyć gniazda nasienne i pokroić w drobną kostkę. Dodać do ciasta.
Do papilotek nakładać kolejno :  łyżkę ciasta, jedną-dwie łyżeczki masy serowej oraz kolejną łyżkę ciasta zakrywającą nadzienie. Wierzch każdej z muffinek posypać musli lub płatkami owsianymi.
Piec przez ok. 20-25 minut do tzw. ,,suchego patyczka" w piekarniku nagrzanym do 180 stopni C. Najlepsze jeszcze ciepłe.
Smacznego! ;)






artykuły

FOOD ART COMPANY w GDAŃSKU - fotorelacja z warsztatów kulinarnych!

12:22


W zeszły piątek pierwszy raz w życiu uczestniczyłam w warsztatach kulinarnych! Były one bożonarodzeniowym prezentem od mamy. Nie chciałam nic dostać, ale myśl o spędzeniu kilku godzin na rozwijaniu swojej pasji niesamowicie mnie ucieszyła. Takie prezenty mogę dostawać zdecydowanie częściej! ;)

To było tak...
Piątek wieczór. Nie taki zwyczajny piątek, bo rozpoczynający upragnione ferie zimowe w moim województwie! Idealny dzień na wspólny wyjazd do Gdańska, nieprawdaż? ;) Z tej okazji ubrałam nawet swoją blogową koszulkę.




Mimo początkowych trudności z dotarciem na miejsce, niewiele minut po wyznaczonej godzinie znalazłyśmy się z mamą pod Food Art. To niewielki, kameralny bar serwujący świeże i pyszne posiłki oparte na kuchni wegetariańskiej, wegańskiej, a także bezglutenowej. Mimo że żadnej z wymienionych diet nie stosuję, to jestem otwarta na wszelkie eksperymenty i coraz bardziej przekonuję się do posiłków na bazie roślin i kasz.











Już w pierwszej chwili od wejścia poczułam sympatyczną, przyjazną atmosferę. Przywitałam się ze wszystkimi uczestnikami, wysłuchałam ich i również opowiedziałam co nieco o sobie.  Na początku głównie rozmawialiśmy  - o naszych oczekiwaniach, naszych doświadczeniach w kuchni i naszych żywieniowych zwyczajach. Byłam szczęśliwa, bo w końcu znalazłam się wśród osób z taką samą pasją jak ja. Najbardziej zainspirowała mnie właścicielka baru Food Art - Pani Marzena Imiłkowski. Od razu poczułam ogromną sympatię, bo widziałam, że jest ona prawdziwą pasjonatką zdrowej kuchni. Jak sama opowiadała, nie jest kucharką z wykształcenia, ale kocha dobre jedzenie, ma świadomość jego wpływu na nasze funkcjonowanie i... co tu dużo kryć - zaraża pasją innych! ;)





Na pierwsze danie mieliśmy za zadanie ugotować zupę z czerwonych warzyw. Główną rolę odgrywały : papryka, pomidory i czerwona fasola. Pyszne zestawienie, prawda? :D


Nasze warsztatowe menu ;)



Oczywiście musieliśmy brać aktywny udział w przygotowywaniu wszystkich potraw i każdy z nas na bieżąco otrzymywał konkretne zadania. Ja musiałam odcedzić fasolę, pokroić cebulę w piórka i obrać imbir. Z przerwami na fotki, of course... ;)





Moje doświadczenia związane z gotowaniem zup do tej pory były niemalże zerowe. Serio. Z pozoru taka prosta sprawa, a ja zawsze odczuwałam obawy i zniechęcenie przed samodzielnym przygotowaniem bulionu. Teraz wiem, że niepotrzebnie, bo zupy są niezwykle odżywcze i dają szerokie pole do kulinarnego popisu.

Po kilkunastu minutach wspólnej pracy mogliśmy zostawić zupę na wolnym ogniu, by w międzyczasie zająć się kolejną potrawą. Na drugie danie mieliśmy przygotować potrawkę z buraków, marchwi, selera naciowego i cieciorki, podaną w towarzystwie kuskusu z kalafiora. Kuskus z kalafiora brzmiał mi znajomo, bowiem niejednokrotnie widziałam na kulinarnych blogach podobne przepisy pod nieco inną nazwą - ,,ryżu z kalafiora". Nigdy przedtem nie próbowałam, ale trzeba przyznać że pomysł w sam sobie nietypowy. ;)


Pod czujnym okiem właścicielki... ;)


Jako dodatek białkowy smażyliśmy kotleciki z tofu. Pierwszy raz obcowałam z sojowym twarożkiem, więc było to dla mnie kolejne nowe doświadczenie. Dziwna, gąbczasta konsystencja nie zniechęciła mnie i jako pierwsza porwałam się do wyrabiania masy.


Tak, musiałam pochwalić się koszulką ;)



Prócz świeżej pietruszki, cebuli, czosnku, soli i pieprzu kotleciki nie zawierały nic więcej. Swoją zwartą konsystencję zawdzięczały namoczonemu wcześniej siemieniu lnianemu. Gdy cała masa była gotowa, wyrabialiśmy z niej niewielkie kulki, które następnie obtaczaliśmy w sezamie. Potem smażyliśmy na oleju - także sezamowym.

Wkrótce nadszedł czas na upragniony deser. Z czego? Ano z płatków owsianych, masła, mleka i super-ekstra dodatków jak konfitura z róży czy świeży granat. ;) Tym razem nasza wersja była niewegańska, ale oczywiście można było to zmienić używając roślinnej margaryny i mleka, np. owsianego.





Wykonanie banalnie proste, a efekt... sami zobaczcie. :) Pestki granatu wyglądają uroczo, niczym malutkie żelki. Gdy się piekły, my zabraliśmy się do najlepszej części całego spotkania czyli degustacji...



Nie da się ukryć, że był to najbardziej wyczekiwany moment spotkania. Gdy już nakryliśmy do stołu, każdy z nas dostał porcję niezwykle aromatycznej zupy z czerwonych warzyw.



Lekko pikantna, wyrazista w smaku, mocno rozgrzewająca... idealna na chłodniejsze dni! I przy tym bardzo sycąca. Gdyby dodano do niej kukurydzy nazwałabym ją ,,meksykańską". ;)
Do tej pory myślałam, że to gulaszowa jest moją ulubioną zupą, ale po degustacji... musiałam zmienić zdanie.



Po zupie przyszła kolej na drugie danie. Czerwona potrawka w towarzystwie kalafiorowego kuskusu i sezamowych kotlecików z tofu - oo mniaammm! ;)
Kuskus z kalafiora - totalne mistrzostwo! Nie pomyślałabym, że z surowego kalafiora można wyczarować taki wspaniały dodatek do obiadu. Na pewno jeszcze powtórzę u siebie! Wspaniale smakował z rozgrzewającą potrawką.
Przy kotlecikach z tofu było nieco mniej ekscytacji i kulinarnych doznań. Nie, nie smakowały źle, ale... chyba nie zostaną moim ulubionym daniem. ;)





Wkrótce nasz deser był także gotowy. Ciastka jeszcze ciepłe, miękkie, pachnące... nikt nie zwlekał z ich spróbowaniem. Czułam się na tyle najedzona, że deser wzięłam ze sobą na drogę powrotną. Pierwszy raz w życiu jadłam tak dobre ciastka! Konfitura z róży i granat zrobiły swoje. ;) I jeszcze bardziej utwierdziły mnie w przekonaniu, że muszę próbować innych połączeń niż rodzynki i cynamon.
Przepis na pewno będę odtwarzać w swojej kuchni.




Pojedliśmy, porozmawialiśmy, pośmialiśmy się trochę... To był naprawdę miły wieczór. W końcu poznałam osoby, które podzielają moją pasję i rozumieją moje podejście do zdrowej kuchni. Z wielkim bólem serca opuściłam lokal, ale obiecałam sobie, że przy najbliższej okazji jeszcze tam wrócę. ;) Na pewno!



A d r e s:






Marzena Imiłkowski

Opata Rybińskiego 24/7 wejście od Shoppenhauera 

80-320  Gdańsk




bazylia

Zapiekana kasza ze szpinakiem, cukinią, serem feta i mozzarella

14:45



Ciekawa i lekka propozycja na pożywny obiad lub kolację, zarówno na co dzień, jak i od święta. Wbrew pozorom przygotowanie zajmuje naprawdę niewiele, nawet z dodatkowym czasem spędzonym w piekarniku... ale dla takiej zapiekanki warto poświęcić te kilka minut dłużej. ;)




Sprawdziłaby się tutaj każda kasza, ja wykorzystałam akurat tą drobną jaglaną, bo... od tygodni nie jadłam i chyba stęskniłam się za jej smakiem. ;) Feta, szpinak, cukinia, czosnek to ostatnio moje ulubione połączenie, które pasuje zarówno do kaszy, ryżu jak i makaronu. W wersji niewegetariańskiej dobrze smakuje z kawałkiem ryby czy mięsa. Nie jestem w stanie sprecyzować ilości porcji, ale myślę że trzy osoby spokojnie by się najadły. ;)





Ja na pewno ten przepis będę powtarzać...
do znudzenia. ;)


Składniki:


  • 150 g suchej kaszy jaglanej + 1,5 szklanki wody
  • ok. 100 g mrożonego szpinaku
  • 1/2 cukinii 
  • 2 ząbki czosnku
  • łyżka oleju
  • 100 g sera feta
  • sól, pieprz, czosnek w proszku, chilli/ostra papryka, bazylia suszona

dodatkowo:

  • dwa średniej wielkości pomidory
  • dwie garście startej mozzarelli 





Przygotowanie:



Kaszę jaglaną ugotować na sypko. Ja ją zazwyczaj prażę przez kilka minut w suchym garnuszku, do czasu, aż poczuję przyjemny zapach. Zalać wtedy szklanką wody (1 szklanka na 100 g kaszy) i zagotować. Potem trzymać przez kilka minut na średnim ogniu, do czasu, aż wchłonie cały płyn. Lekko posolić.
Piekarnik nastawić na 180 stopni C.
Cukinię umyć, osuszyć i pokroić w niewielką kostkę lub półplasterki. Na rozgrzanym oleju podsmażyć drobno posiekany/zmiażdżony czosnek, posolić, dodać szpinak, a następnie podlać 1/2 szklanki wody, zagotować. Zawartość patelni przemieszać, dodać cukinię i fetę, zmniejszając moc palnika. Gotować kilka minut pod przykryciem do czasu aż szpinak się rozmrozi. Doprawić do smaku - solą, pieprzem, czosnkiem, chilli i bazylią.
W większej misce wymieszać ugotowaną kaszę z przygotowanym na patelni szpinakiem i cukinią. Całość przełożyć do naczynia do zapiekania. Pomidory pokroić w plasterki i ułożyć na wierzchu. Posypać startym serem mozzarella i bazylią. Zapiekać ok. 10-15 minut w temperaturze 180 stopni C.
Smacznego!





✩✩✩


✩✩✩


FlyB - Kulinaria

Facebook

Mikser Kulinarny - przepisy kulinarne i wyszukiwarka przepisów

Wyświetlenia